Zawsze chcieliśmy mieć dużą rodzinę
Wywiad z państwem Dorotą i Wiktorem Gackowskimi prowadzącymi Rodzinny Dom Dziecka w Strzegocinie.
Karolina i Sylwia: Jak długo istnieje Państwa placówka?
p. Dorota Gackowska: Nasz dom powstał 2 września 2005roku. Stworzyliśmy go pod patronatem Caritas Diecezji Łowickiej.
Karolina i Sylwia: Co skłoniło Państwa do założenia Rodzinnego Domu Dziecka?
p. Dorota Gackowska: Długo się nad tym zastanawialiśmy. Mieliśmy dwie córeczki- Weronikę i Natalię, ale byliśmy przekonani, że możemy być rodzicami dla większej gromadki.
p. Wiktor Gackowski: Zawsze chcieliśmy mieć dużą rodzinę. Lubimy dzieci-oboje jesteśmy nauczycielami.
p. Dorota Gackowska: Oczywiście naszą decyzję konsultowaliśmy z córkami. Ucieszyły się, nie miały nic przeciwko temu, żeby podzielić się mamą i tatą z innymi dziećmi, a w zamian zyskać nowych braci i nowe siostry.
p. Wiktor Gackowski: Potem odbyło się kilka poważnych rozmów z Caritas Diecezji Łowickiej i powiększyła się nasza rodzina. Najpierw o dwóch chłopców. Pozostałe dzieci pojawiły się później.
Karolina i Sylwia: Budynek, w którym Państwo mieszkają musi być duży, by pomieścić tak liczną rodzinę. Czy każdy znajdzie w nim kąt dla siebie?
p. Dorota Gackowska: Dom, w którym mieszkamy jest na tyle duży, że wszyscy się mieścimy.
W pokojach mieszka po dwoje lub troje dzieci. Każdy ma swoje miejsce, choć i tak najczęściej
czas spędzamy w saloniku. To centralne pomieszczenie w domu. Tutaj wspólnie spożywamy posiłki i spędzamy wolne chwile, tu dzieci odrabiają lekcje i bawią się, tu przyjmujemy gości i oglądamy program telewizyjny.
p. Wiktor Gackowski: W saloniku bije serce naszego domu.
Karolina i Sylwia: Na co poświęcają ten wolny czas Państwa dzieci?
p. Wiktor Gackowski: W dzieciach jest dużo energii. Staramy się skierować ją na właściwe tory:
chłopcy trenują koszykówkę, a dziewczynki chodzą do szkoły muzycznej ,lubią śpiewać.
Staramy się, by mogły rozwijać swoje pasje.
Sylwia i Karolina: Jak dzieci radzą sobie w szkole?
p. Dorota Gackowska: Różnie. Starają się. Uczą się na miarę swoich możliwości. Próbujemy pomagać im w lekcjach, ale mamy świadomość, że muszą nadrobić spore zaległości. Aby to się stało potrzeba czasu. Powtarzamy im, że wiedza, którą zdobędą w szkole, wykształcenie to największe bogactwo. Ona im umożliwi samodzielność i niezależność w dorosłym życiu.
Sylwia i Karolina: Jak wygląda zwykły dzień w Państwa rodzinie?
p. Wiktor Gackowski: Rano odwożę dzieci do szkoły. Muszę jechać dwa razy, bo zajęcia rozpoczynają się o różnych godzinach. Potem wracam, trochę sprzątam i jadę po grupę, która kończy zajęcia. Oczywiście powrót ze szkoły też odbywa się w dwóch turach.
p. Dorota Gackowska: Ja przygotowuję obiad, ale starsze dziewczynki mi pomagają. Później sprzątamy i zaczyna się odrabianie lekcji. Wreszcie przychodzi czas na odpoczynek: oglądanie telewizji, rozmowy, zabawy z psem, a gdy jest ciepło spacery po otaczającym nasz dom parku.
Karolina i Sylwia: Jakie są państwa dzieci? Prosimy nam o nich opowiedzieć.
p. Wiktor Gackowski: Każde dziecko jest indywidualnością, każde ma swój świat.
Maciek jest wesoły i niezależny, jego siostra Oliwka to ulubienica wszystkich, „żywe srebro”,
Justyna jest opiekuńcza i skromna, a jej brat Grześ-energiczny, łatwo nawiązuje kontakty, Iza wyciszona, Aneta też jest spokojna, Mateusz i Klaudia są ciekawi świata i ludzi, samodzielni. No i w tym kosmosie funkcjonują jeszcze Natalia i Weronika, nasze córki, które
odnalazły się w dużej rodzinie. Są energiczne, błyskotliwe, komunikatywne.
Karolina i Sylwia: Czy wakacje też cała rodzina spędza razem?
p. Dorota Gackowska: Oczywiście. Co roku wyjeżdżamy albo nad morze albo w góry. W zeszłym roku byliśmy w okolicach Rabki. Nie wiemy jeszcze, gdzie udamy się w tym roku. Pomyślimy.
Karolina i Sylwia: Czy dzieci, które są w Rodzinnym Domu Dziecka będą z Państwem do swojej pełnoletności?
p. Wiktor Gackowski: Różnie z tym bywa. Nieraz wracają do swoich rodzin. Bywają też przypadki adopcji. Cieszymy się, gdy ktoś pokocha nasze dzieci i stworzy dom tylko dla nich. Dzieci widzą, że mają u nas swoje miejsce, że są wśród swoich, ale tak naprawdę tęsknią za tym, żeby mieć mamę i tatę tylko dla siebie.
Sylwia i Karolina: Czy możemy zrobić dzieciom zdjęcie? Chciałybyśmy dołączyć je do artykułu, który zamierzamy opublikować.
p. Wiktor Gackowski: Można zrobić zdjęcie z dziećmi i umieścić je w rodzinnym albumie. Wolałbym uniknąć wszelkich publikacji ich wizerunków. Nie chcę upubliczniać ich dramatów, bo przecież to, że znalazły się u nas wiąże się z przeżytym najpierw dramatem rodzinnym. To mądre i wrażliwe dzieci. Mam nadzieję, że ta rozmowa naświetli pewien problem, że w jej trakcie opowiemy o pewnej rodzinie, ale nie będziemy eksponować twarzy i nazwisk konkretnych dzieci.
Sylwia i Karolina: Rozumiemy. Proszę powiedzieć z jakimi reakcjami spotkali się Państwo po założeniu tego domu.
p. Dorota Gackowska: Bardzo różnymi. Nasze mamy nas wspierają, są babciami dla sporej gromadki wnucząt. Ale już osoby, które nie są nam szczególnie bliskie widziały przede wszystkim pieniądze, które na każde dziecko otrzymujemy od państwa. Ludzie mnożą te sumy przez ilość dzieci, potem przez ilość miesięcy w roku, dodają coś od siebie i wychodzi im astronomiczna suma. A przecież dzieci muszą coś jeść i w coś się ubrać, mieć swoje książki i różne drobiazgi.
p. Wiktor Gackowski: Tak, to liczenie też mnie przeraża. Mam wrażenie, że ludzie nam zazdroszczą. A przecież nic nie stoi na przeszkodzie, żeby takie domy zakładali. Samotnych, opuszczonych dzieci, które są głodne rodzinnego ciepła jest w kraju wiele. Chciałoby się powiedzieć-zbyt wiele. Jeśli ktoś tak nam zazdrości, niech sięgnie po te mityczne pieniądze i przy okazji zrobi coś pożytecznego- stworzy rodzinę dla dziecka.
p. Dorota Gackowska: Tylko, że jeśli ktoś zakłada rodzinny dom dziecka z myślą, że się nam tym wzbogaci to popełnia błąd. Pieniądze są środkiem-nie celem. Najpierw trzeba kochać.
Same pieniądze bez miłości nie wystarczą, żeby stworzyć dom dla dzieci.
Karolina i Sylwia: Dlaczego w Europie Zachodniej i USA zamyka się państwowe domy dziecka na rzecz tworzenia rodzin zastępczych i rodzinnych domów dziecka?
P. Wiktor Gackowski: Bo tam jest łatwiej. Nie ma biurokratycznych obostrzeń. Liczy się dobro dziecka a nie martwe przepisy. Problem dzieci w domach dziecka pojawia się w naszej świadomości dopiero przy okazji jakiegoś dramatycznego wydarzenia, o którym napiszą w gazetach albo pokażą w telewizji. Poza tym nie myślimy o nich, o ich samotności, odrzuceniu.
Te dzieci nie wyjdą na ulice z transparentami: „ Pokochajcie nas”, nie obrzucą pomidorami jakiegoś budynku, nie zastrajkują. Są ciche i bezbronne więc ich nie dostrzegamy. Żyjemy w innym świecie- takim trochę jak z reklamy. Łatwiej nie widzieć, nie zadawać sobie trudu, by pomóc.
A przecież dziecko, żeby się mogło prawidłowo rozwijać musi czuć się kochane i akceptowane, musi mieć rodzinę.
Karolina i Sylwia: Dziękujemy za rozmowę i życzymy szczęścia. Rodzinnego.
p. Dorota i Wiktor Gackowscy: My również dziękujemy.
Wywiad przeprowadziły:
Karolina Płócienniczak i Sylwia Pietrzkowska- uczennice klasy III Technikum Ekonomicznego
W Zespole Szkół nr 3 im. Władysława Grabskiego w Kutnie, ul. Kościuszki 24