Spis treści

Zatrzymać czas

Tak jak różne są domy, tak różne są ruiny. Przemykam pustymi ulicami getta. Po drewnianej budowli zostało pogorzelisko, piec ze sterczącym pośród zgliszczy kominem. Mijam szary, gruby mur gdzieniegdzie osmalony płomieniami ognia. Nie wiem dokładnie, która jest godzina. Zza ciężkich chmur powoli wyłania się księżyc, ale nie jest jeszcze ciemno. Zimny dreszcz przeszywa mi ciało. Na  ulicy, ze względu na panujący chłód było trochę mniej tłoczno niż zwykle. W pewnym momencie zobaczyłam na swojej drodze mężczyznę, który wyglądał bardzo mizernie. Jego twarz była smutna i cierpiąca. Miał zapadnięte policzki i oczy pełne bólu. Wychudzone, żylaste ręce z trudem opierały się na lasce. Twarz wydawała mi się znajoma. Długo nie mogłam sobie przypomnieć, skąd  znam tego człowieka?… Tak… to był mężczyzna z kamienicy naprzeciwko. Przed wojną widywałam go często, jak chodził do sklepiku na rogu po parę plastrów wędliny i świeży chleb. Zawsze wyglądał sympatycznie, ale nigdy wcześniej się do mnie nie odzywał.  Dzisiaj prosił mnie niemymi ustami i przenikliwym spojrzeniem  o kawałek chleba. Jego twarz była nieruchoma i zmieniona przez głód. Trochę przypominał mi jednak tego pogodnego mężczyznę sprzed lat. Minęłam go szybko zawstydzona, z poczuciem winy, że nie dzielę się, bo mam tylko jedną kromkę czarnego chleba. Musi wystarczyć na cały dzień dla mnie i moich dwóch starszych sióstr. Szybko idę dalej, chcę jak najszybciej znaleźć się w domu. Jest coraz zimniej. Z daleka słychać pojedyncze wystrzały.  Mimo upływu czasu, wciąż nie mogę się do nich przyzwyczaić. Będąc niedaleko swojej kamienicy, dostrzegam córkę sąsiadów. Ją też pamiętam.  Była bardzo wesołym i pogodnym dzieckiem. Teraz ta wychudzona dziewczynka nie ma nawet siły, by się do mnie uśmiechnąć, tylko grzebie znalezionym patykiem w piachu, najwyraźniej czegoś szukając. Pamiętam, że mieszkała kiedyś z rodzicami w tej samej kamienicy, co my. Jej rodzice zginęli, a ona została sama i znalazła tymczasowe  schronienie  u dalszych krewnych. Dosyć często ją widuję. Lubi wracać do tego miejsca, gdzie się wychowywała. Jej smutna twarzyczka odzwierciedla smutek i strach. Mijamy się bez słowa, ponieważ obok nas przechodzi niemiecki patrol. Żołnierze tylko spojrzeli na nas z pogardą i… poszli dalej. Odgłos kroków, stukot ich ciężkich butów i dźwięk przeładowywanej broni był na tyle przerażający, że na całej ulicy natychmiast nastała grobowa cisza. Dochodzę do domu. Wewnątrz niego bomba wydrążyła duży lej, nie naruszając jednak boków.  Z uczuciem ulgi wchodzę do pomieszczenia, które kiedyś było mieszkaniem naszej rodziny.  Pozbywam się starych butów i sztywnego, zimnego płaszcza. Jest tu znacznie cieplej niż na zewnątrz. Bez słowa kładę kromkę chleba na stole. Wraz z moimi siostrami zaczynamy w ciszy kolację. Staramy się celebrować posiłki, a czarny kawałek chleba wygląda  niezwykle na białym  porcelanowym talerzyku, który cudem ocalał po bombardowaniu. Jakie to dziwne, pomyślałam. Taki delikatny, kruchy talerzyk przetrwał, a zginęło tylu ludzi…Po kolacji układam się na miękkiej brązowej sofie – jedynym meblu, który nam został sprzed wojny. Wszystko, co nadawało się do spalenia wrzuciłyśmy do pieca podczas ostatniej mroźnej zimy. Została tylko sofa – solidny mebel, który daje nam poczucie bezpieczeństwa. Ustawiłyśmy ją naprzeciwko drzwi wejściowych, aby podczas snu szybciej usłyszeć odgłos podkutych, niemieckich oficerek. Teraz w miejscu drzwi znajduje się ogromna, czarna dziura. Podczas nalotów na Warszawę Niemcy ją zbombardowali, a później rzucali granaty do mieszkań. Miałyśmy to szczęście, że zniszczyli nam tylko drzwi, a mieszkanie ocalało. Jest szaro, ale, co zadziwiające, przytulnie.
Pył z palących się domów getta osiadł na ścianach, które kiedyś miały jasny, lekko fioletowy odcień dojrzewających śliwek. Upiorna kamienica z naprzeciwka pali się już drugi dzień. „Ociosana” po bokach bombami, zachowała kilka pięter o urywających się podłogach i otwartych na świat mieszkaniach. Płomienie trawią wiszące na ścianach obrazy i zdjęcia, pamiątki intymnego życia rodzin, które już więcej tu nie wrócą.

To dziwne, ale teraz ciepłe, żółte  płomienie sprawiają, że w naszym pokoju zrobiło się jaśniej. Kładący się na ścianie kształt zrujnowanej kamienicy przypomina wielki piec. Zrobiło się ciepło i przyjemnie, ale gdzieś w środku odczuwałam niepokój. Wzięłam do ręki tomik wierszy i po przeczytaniu kilku wierszy zamyśliłam się… Jaki  ten świat potrafi być piękny!  Znalazłam się w jakimś przedziwnym ogrodzie…zobaczyłam jasną, uśmiechniętą twarz dziecka, jego pulchne nóżki zatapiały się w soczystej zieleni… Przez sen słyszałam moje ukochane siostry, które postanowiły zagrać nasze  ulubione melodie. Stały naprzeciw mnie. Jakże pięknie wyglądały! Młodsza Janka była  jak anioł, w niebieskiej opasce okalającej jej jasne włosy. Niebieska suknia dodawała jej zwiewności. Wydawała się być istotą niematerialną.  Władzia - jak zwykle poważna zgrała na flecie dźwięczna melodię. Wokół mnie było zielono, a drzewa uginały się od soczystych jabłek, które Janka z wdziękiem kładła do kosza. Słońce zachodziło, ale czułam się bezpiecznie. Kocham muzykę.  Pozwala mi choć na chwilę zapomnieć o trudach dnia codziennego, ciężkiej pracy, głodzie, zimnie. Ona przywraca mnie i moje siostry światu, sprawia, że możemy jeszcze mieć nadzieję, że dobro i piękno zwyciężą, choć teraz tylko szaleńcy mogą tak myśleć.  Przez chwilę poczułam, jakby wszystko to, co bezpowrotnie utracone, wróciło. Rodzice rozmawiają w salonie – tata nie podnosi oczu znad gazet, a mama krząta się w kuchni. My, w pokoju obok,  zajmujemy się beztrosko swoimi sprawami. Ocknęłam się…czy śpię?  Słodki, harmonijny dźwięk fletu przepełnia moje ciało. Widzę siebie, jak wieczorami czytam książki, oświetlając ich  białe kartki żółtym światłem lampy. Nagle poczułam strach! Co będzie, gdy jej światło zobaczą Niemcy!?  Na pewno przeszukają  kamienicę i odnajdą nas! Zimny dreszcz przebiegł po moich plecach. Kiedy otworzyłam oczy zobaczyłam, że pokój tonie w mroku i uspokoiłam się trochę. Dziewczęta kończyły sprzątanie stołu, pieczołowicie zbierały okruszki, układając je na talerzyku. Władzia grzała wodę w czajniku, abyśmy mogły się umyć.  Zawołałam siostry do siebie i przytuliłam je mocno do siebie.  Dobrze, że je mam! W tej jednej chwili poczułam się naprawdę szczęśliwa. Pragnęłam choć na chwilę zatrzymać czas!

Edyta Jędrzejczak