Spis treści

PROSTA OPOWIEŚĆ

Wiosenny, ciepły poranek zawsze budzi we mnie radość życia. Słońce, którego promienie lekko nagrzewają ziemię jest zwiastunem zmian zachodzących w przyrodzie. Rześkie powietrze sprawia, że mam ochotę wędrować  bez celu za to z przyjemnością, jaką daje ruch, iść, biec gdzieś przed siebie ze szczenięcą radością istnienia. Chęci i możliwości nie zawsze chodzą ze sobą w parze, więc ograniczam się do spaceru po podwórku, co nie zmniejsza mojego poczucia szczęścia.

Chyba żadna inna pora roku nie pojawia się tak nagle jak wiosna. Po długich zimowych miesiącach przychodzi deszczowe, wietrzne przedwiośnie, które przygnębia i zasmuca, bo można odnieść wrażenie, że nigdy się nie skończy. Wydaje się, że czas zamarzł, gdy mróz rządził światem, potem  rozpłynął się w przedwiosennych roztopach, wsiąkł w błoto i zniknął – i wtedy przychodzi wiosna. W ciągu kilku dni przyroda budzi się do życia. Wystarczy, że słońce trochę mocniej przygrzeje, a wysychają kałuże, gałęzie drzew pokrywają się młodziutkimi listkami, w ogrodach rozkwitają pierwsze kwiaty, powietrze staje się świeże, czasem-zwłaszcza rano-jeszcze ostre, ale już pachnące słońcem. Świat wydaje się lepszy. Ludzie to czują i zwierzęta to czują.

W tak przyjemny dzień chce się żyć-zwłaszcza po dobrym śniadaniu. Przeciągam się i idę do ogrodu. Ziemia tu jeszcze nie obeschła, mokro pod drzewami i w zagłębieniach błyszczy się błoto. Spoglądam w niebo-takie błękitne. Słyszę nawoływania z podwórka. Domyślam się, że to domowe ptactwo dostaje jedzenie. Ale nawoływania nie milkną, ulegają natężeniu, przechodzą w zgrzytliwy dwugłos, który niszczy idylliczny nastrój poranka. Nie wsłuchuję się w słowa. Pewnie jak zwykle są nieprzyjemne, raniące. Kobieta i mężczyzna próbują się przekrzyczeć. Ona ma pretensje o to, że on wrócił wczoraj do domu późno, cuchnął alkoholem i rozpętał kłótnię. On gniewnie mówi coś o nieuzasadnionych żalach. Ton jego głosu budzi lęk w niej i we mnie. W końcu słyszę silnik włączanego traktora. Odjeżdża i mogę wrócić na podwórko. Kiedyś nieostrożnie wbiegłem wprost pod koła ciągnika. Do dziś kuleję.

Wracam i przyglądam się kobiecie. Ma na sobie ciepłą spódnicę i sweter. Rękawy podwinęła, pochyla się nad miską pełną upranej bielizny, a potem prostuje się i rozwiesza mokre ubrania na cienkiej lince przeciągniętej między dwiema krzywymi śliwami rosnącymi w kącie podwórka. Patrzę za oddalającym się traktorem. Ten, który go prowadzi nie jest dobry ani dla swojej rodziny, ani dla mnie. Wiecznie niezadowolony, opryskliwy, nie szanuje żony, nie jest wyrozumiały dla syna. Teraz gdzieś pojechał, choć na podwórzu bałagan, w kącie  leżą stare sparciałe opony, pod bramą ktoś rzucił zardzewiałe części od roweru, furtka zgrzyta i skrzypi, a dach przecieka na komórce. Zadziwiają mnie ludzie, którzy nie potrafią doceniać i dbać o wartości najprostsze, a więc najważniejsze-dom, rodzinę…

Słońce przygrzewa coraz mocniej, znów się przeciągam, a potem wymykam się przez uchyloną furtkę i biegnę przed siebie ścieżką prowadzącą z obejścia do wiejskiej drogi. Przeskakuję przez rów, skręcam w prawo i dalej poboczem udaję się na wiosenny spacer. Dociera do mnie mieszanina wiosennych zapachów: świeżej ziemi, młodej trawy, pierwszych kwiatów, gotowanych obiadów, farby malarskiej, gospodarskich zwierząt. Ludzie kręcą się po swoich podwórkach- coś naprawiają, malują, sadzą kwiaty w ogródkach, na pola wyjechały traktory. Z daleka dostrzegam skuloną, niewysoką postać siedząca na poboczu drogi, tuż przy rowie. Z niedowierzaniem patrzę na granatową kurtkę. Przecież to!...Co on tu robi? Powinien być w szkole. W kilku susach dopadam do chłopca. Patrzymy na siebie bez słów. Chłopiec uśmiecha się, ale mnie już nie jest wesoło. Zaczynam rozumieć, że nie poszedł do szkoły i znów będzie miał kłopoty. A on nadal się uśmiecha. Z kieszeni kurtki wyjmuje kanapkę, odwija ze srebrnej folii, przełamuje i podaje mi połowę.

Przyjaciele nie muszą dużo mówić, by się zrozumieć, bo wszystko o sobie wiedzą. Między nami tak jest. W milczeniu jemy kanapkę. To trwa dłuższą chwilę. Potem siadam obok niego.
-Nie patrz tak na mnie-mówi bez słów.
-A jak mam patrzeć? Dlaczego nie poszedłeś do szkoły?
-Matmy nie odrobiłem i bałem się, że dostanę gola. No jak bym teraz dostał to już koniec, to już nie wiem, co bym zrobił.
-A dlaczego nie odrobiłeś?
-Szkoda gadać-awantura wczoraj była taka, że myśli własnych nie słyszałem. A co tu mówić o lekcjach?  Zresztą, wiesz, co się działo- opuścił głowę.
-Jak nie będziesz chodził do szkoły to nie zdasz…
-To nie wszystko…Pobiłem się wczoraj z takim jednym i wychowawczyni kazała mi przyjść z rodzicami.
-Dlaczego się biłeś?

Chłopiec westchnął, podniósł się z ziemi, otrzepał spodnie i założył plecak z książkami.

-Idziemy do domu-powiedział  cicho.

Urok wiosny w jednej chwili przygasł. A może zrobiło się chłodniej, bo południe minęło?

Po chwili weszliśmy na podwórko. Kobieta wyjrzała przez otwarte okno:

-Już wróciłeś ze szkoły?
-Tak, jedna lekcja była odwołana- skłamał gładko i wszedł do budynku, a ja za nim.

Chłopiec zdjął kurtkę i buty, umył ręce i poszedł do kuchni, gdzie czekał na niego obiad. Ja też coś dostałem.

-Wyszedł po ciebie?- spytała kobieta pokazując na mnie. Chłopiec kiwnął głową. Był przygnębiony i prawie się nie odzywał. Zjadł i jeszcze przez jakiś czas patrzył w pusty talerz.
-Chcesz dokładkę?- matka z uśmiechem pogłaskała go po głowie.

Zaprzeczył.

-Stało się coś?- zaniepokoiła się.
-Nnniee…
-To odrabiaj lekcje- powiedziała stanowczo.-  Mam jeszcze tyle pracy-dodała
-Zaraz- westchnął i wstał od stołu. Pokręcił się trochę po mieszkaniu, ubrał  i wyszedł, a ja razem z nim.

Na podwórku wróciła mu energia- jak ktoś ma jedenaście lat to nie potrafi się długo martwić. Zakręcił się wokół jednej z krzywych śliw tak, że mało nie pospadało zawieszone na lince pranie, a potem złapał starą piłkę i kopnął w moją stronę. Podbiegłem do niej, uderzyłem tak, że potoczyła się wprost pod jego nogi. Graliśmy pierwszy tej wiosny mecz. Chłopiec śmiał się i pokrzykiwał na mnie, gdy piłka mi umykała. Nagle usłyszeliśmy warkot traktora. Ciągnik zatrzymał się przed bramą,  mężczyzna wyskoczył z kabiny i  wszedł na podwórko. Miał rozpiętą kurtkę i przekrzywioną czapkę. Patrzył na syna bez  uśmiechu. Chłopiec zamarł. Piłka potoczyła się na środek podwórka.

-Ciągle tylko grasz! Cały czas grasz!- warknął ojciec na powitanie.
-Nie cały czas, teraz zacząłem.
-Nie zajmiesz się czymś pożytecznym tylko grasz! Ja ci to skończę!- mężczyzna złapał piłkę i przerzucił ją przez bramę w pole.

Chłopiec nie ruszył się z miejsca dopóki ojciec nie zniknął za drzwiami domu. Po chwili zaczęły do nas dochodzić odgłosy kłótni. Na szczęście zaraz umilkły i weszliśmy do domu. Mężczyzna jadł obiad i oglądał jakiś program w telewizji, kobieta zmywała naczynia. Chłopiec bez słowa usiadł do lekcji.

Wiosenny wieczór nadszedł  szybko i był chłodny. Chłopiec po kolacji przygotował się do snu i poszedł do swojego pokoju. Zgasił światło i położył się do łóżka. Wskoczyłem za nim i skuliłem  się na kołdrze przy jego nogach. W sąsiednim pokoju głośno grał telewizor. Kobieta i mężczyzna  śledzili losy serialowych bohaterów.

-Boję się tej matmy i w ogóle jej nie rozumiem- usłyszałem jego głos. Chyba cichutko płakał albo tak mi się wydawało. Czasem wydaje mi się, że jestem jedynym, który potrafi go wysłuchać.

Nagle drzwi się otworzyły, a w nich stanął ojciec.

-Co tu robi ten brudny pies?!- krzyknął.-Na podwórko! Jeszcze raz cię tu zobaczę!...

Nie musiał już tego mówić- w jednej chwili, trzema susami dopadłem do drzwi wyjściowych. Otworzył mi je, a ja wybiegłem na podwórko. Noc był chłodna, nade mną rozciągało się rozgwieżdżone, aksamitnie czarne niebo, słyszałem z oddali poszczekiwania psów z sąsiedztwa. Przez chwilę nasłuchiwałem- wiosną głos niesie się daleko, daleko…Obiegłem podwórko, zajrzałem do ogrodu i wróciłem na schody domu. Na krzywej śliwie siedział kot-tylko oczy świeciły mu w ciemności. Cały dzień go nie było, gdzieś się zaszył, a teraz przyglądał mi się z góry. Podbiegłem do niego szczekając, ale nie zareagował, wiec wróciłem na schody i ułożyłem się na nich.

Ludzie szykowali się do snu. Może przyśni im się, że żyją szczęśliwie, jak rodzina w  telewizyjnym serialu. Kobieta będzie elegancko ubrana i szczęśliwa, mąż wyręczy ją  w domowych czynnościach i wytłumaczy matematykę synowi. Uśmiechnięty ojciec przyjedzie z pracy sportowym samochodem, pochwali obiad ugotowany przez żonę i zagra z chłopcem w piłkę. A chłopiec przestanie się bać, bo wszystkie problemy rozwiążą się same, czyli przy pomocy kochających rodziców…

GRACZ